Gratka dla podróżników. Od niedawna, przebywając w Indiach, możemy odwiedzić nową atrakcję turystyczną: najwyższy pomnik na świecie.
…a z drugiej strony: mówimy o państwie, w którym głód dotyka ponad 200 milionów obywateli. Kraju, który w najnowszym rankingu Global Hunger Index zajmuje 103. pozycję – na 119 objętych nim państw. Czy coś wam nie zgrzyta w tej narracji?
DUMA I UPRZEDZENIE
Gdzie jest granica, która oddziela dumę historyczną od rozwiązywania realnych problemów, dotykających dane państwo? Pomnik-symbol aspiracji potężnego kraju? Czy może jednak pomnik-symbol przerostu formy nad treścią i błędnie ustawionego celu?
Statua Jedności, którą 31 października 2018 r. oficjalnie odsłonięto w indyjskim stanie Gudźarat, wznosi się na wysokość 182 metrów. Imponujące osiągnięcie! Podziw wzrasta, gdy uświadomimy sobie, że cała budowa trwała zaledwie 5 lat. Spójrzcie sami:
Ale, ale! Blisko 40 lat temu pewien polski reżyser okazał się wizjonerem. Cytat z jego – kultowego! – filmu:
– […] wiesz co robi ten miś? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest miś na skalę naszych możliwości. Ty wiesz co my robimy tym misiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie, mówimy, to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo! I nikt nie ma prawa się przyczepić, bo to jest miś społeczny, w oparciu o sześć instytucji. – „Miś”, 1980, reż. Stanisław Bareja.
ŁYK HISTORII
Kim był Vallabhbhai Patel, powszechnie znany jako Sardar Patel? Dla Hindusów to bardzo ważna postać, ikona indyjskiego ruchu niepodległościowego. Człowiek, który utożsamiany jest z niewątpliwym sukcesem dyplomatycznym oraz historycznym: doprowadzeniem do powstania współczesnego państwa – Indii. Kraju, który aktualnie jest drugim państwem na świecie (po Chinach) pod względem liczby ludności.
To właśnie Sardar Patel sprawował funkcję pierwszego wicepremiera Indii w latach 40-tych XX wieku, będąc odpowiedzialnym m.in. za integrowanie setek małych książęcych państewek w jeden organizm, silny i spójny, mający predyspozycje do bycia liderem w tej części świata.
Łatwo umyka z pamięci historyczno-geograficznej fakt, iż w momencie wycofywania się Wielkiej Brytanii z tych terenów – i uzyskania przez Indie niepodległości 15 sierpnia 1947 r. – na subkontynencie indyjskim funkcjonowały 555-562 „państwa książęce”, które swoją powierzchnią obejmowały 48 proc. przyszłych Indii. A do tego feudalne systemy, zamindari, taluqdari, jagir… całość była mocno rozproszona.
Sardar Patel udźwignął ciężar przeprowadzanych reform, z błogosławieństwem samego Mahatmy Gandhiego. W Indiach zwany jest „żelaznym człowiekiem” – jego pogrzeb w 1950 r. był ważnym wydarzeniem państwowym. 31 października 2018 r., jako data odsłonięcia pomnika tego polityka i działacza niepodległościowego, nie była przypadkowa. To dzień jego 143 urodzin i jednocześnie Święto Pojednania Narodowego.
MAJĄ ROZMACH, SKUBANI
Dumne Indie dołączyły tym samym do klubu „stumetrowców” z przytupem, moszcząc się na samym szczycie listy – w polu pozostawiając wiele kilkudziesięciometrowych i wyższych pomników, głównie Buddy, w których lubują się m.in. w Chinach czy Japonii.
Zdetronizowany został Wielki Budda z Lushan – mierzący 128 metrów wysokości, wraz z 20-metrowym kwiatem lotosu – który powstał w Chinach jako reakcja na zniszczenie przez talibów słynnych posągów Buddy w Bamianie.
Podium najwyższych pomników na świecie uzupełnia aktualnie Laykyun Setkyar Budda w Mjanmie – odsłonięcie statuy o wysokości 116 metrów nastąpiło w 2008 r.
Na tym tle inne, słynne pomniki – których kształt znają praktycznie wszyscy – wyglądają jak przedszkolak przy swoim starszym rodzeństwie. Statua Wolności w Nowym Jorku? 93 m. Pomnik Chrystusa Zbawiciela w Rio de Janeiro? 38 m. Matka Ojczyzna w Wołgogradzie? Od 85 do 99 m., w zależności od tego, jak liczyć jej wysokość.
Nasza rodzima figura Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata w Świebodzinie, ze swoją 36-metrową wysokością, wyglądałaby przy pomniku Vallabhbhai Patela jak mikrus.
Każdy naród ma prawo do podkreślania swojej historii i tworzenia symboliki – także poprzez stawianie pomników – mającej na celu pokazać świetność, rozwój, pamięć, dumę… i dziesiątki innych spraw. Czytam przemowę premiera Indii, Narendry Modi, którą wygłosił podczas odsłonięcia statuy Sardara Patela.
– To wyraz nowej pewności siebie w Indiach […] Nasz kraj jest silny, wrażliwy i czujny […] Indie podążają ścieżką wyznaczoną przez Patela i zmierzają w kierunku największej ekonomicznej i strategicznej władzy na świecie […] Statua jest przypomnieniem dla tych, którzy kwestionują istnienie Indii… ten naród był, jest i pozostanie na wieki […]
…i chwilę później padają słowa:
– Dziwię się, kiedy niektórzy ludzie w naszym kraju protestują w związku z budową pomnika, traktują to jako inicjatywę polityczną i krytykują nas tak, jakbyśmy popełnili wielką zbrodnię. Czy pamiętanie o wielkich osobistościach naszego kraju jest zbrodnią?
To był moment, w którym słowa zyskały moc – i trafiły mnie obuchem w głowę.
IDEALNY KRAJ-RAJ?
Ciężko jest jednoznacznie spojrzeć na Indie. To państwo od lat zmaga się z wieloma problemami socjalnymi i społecznymi. Liczby nie kłamią, statystyka jest nieubłagana. Suma osób, które mają indyjskie obywatelstwo i jednocześnie niedowagę, jest większa niż suma obywateli Indii, którzy mają nadwagę i otyłość, liczonych łącznie. Raz jeszcze: mówimy o kraju, w którym głód dotyka ponad 200 milionów obywateli.
Wizyta w Indiach odciska w pamięci niezapomniane piętno: mało jest miejsc na świecie, gdzie na własne oczy można zobaczyć aż tak skrajne ubóstwo – sąsiadujące z enklawami tych, którym się w życiu udało. Lub tych, którzy mieli szczęście urodzić się w uprzywilejowanej, endogamicznej grupie społecznej.
Spójrzmy nieco głębiej, pomijając frazesy premiera Indii o potędze. Jak wygląda to na miejscu? Ponad 50 mln dzieci poniżej 5 roku życia ma poważne opóźnienia w rozwoju z powodu niedożywienia. To 38,4 proc. wszystkich dzieci w Indiach – dane opublikowało indyjskie ministerstwo zdrowia.
Hunger Generation szacuje, że w Indiach co roku – z powodu braku pożywienia – umiera blisko 2 mln dzieci w wieku do 5 lat. Rzut oka na duże miasta? Organizacja pozarządowa Dasra przedstawiła kilka lat temu dane, z których wynika, że w slumsach Mumbaju z głodu umiera 25-26 tys. dzieci rocznie. Wyciągam kalkulator, który pokazuje mi przerażającą statystykę: to 70 dziecięcych ciał. Codziennie. W jednym mieście.
Nie zapominając o efekcie skali – Indie zamieszkuje przecież 1,34 mld ludzi – gołym okiem widać, że coś jest nie tak. Dumę, siłę i wrażliwość państwa powinno budować się na innych podstawach niż największy na świecie pomnik.
Zwłaszcza taki, którego budowa kosztowała 420 mln USD – przekładając to na nasze polskie złotówki, widzę astronomiczną sumę 1,58 mld PLN. Nie mogę oprzeć się natrętnej myśli, że taka kwota mogła być spożytkowana w inny sposób. I już nie chodzi o ponownie wyciąganie kalkulatora: po przeliczeniu śmiertelności wśród dzieci w Mumbaju, odeszła mi ochota na takie wyliczenia.
…a tymczasem od kilkunastu tygodni większość mediów w Indiach pełna jest peanów, dotyczących zasadności powstania takiej budowli.
Panie premierze Narendra Modi: ma pan absolutną rację. Indie to potężny i dumny kraj. Tylko czy budową takich pomników nakarmi się obywateli, którzy cierpią z niedożywienia bądź umierają z głodu? Czy Vallabhbhai Patel byłby dumny z faktu, że 72 lata po uzyskaniu niepodległości od Wielkiej Brytanii, Indie zajmują 103. pozycję – na 119 objętych nim państw – w najnowszym rankingu Global Hunger Index?
I czy pochwalałby – podobnie jak jego mentor, Mahatma Gandhi – potrzebę wydawania 1,58 mld PLN na zbudowanie pomnika? Jakiegokolwiek pomnika?
Ludzie biedni i potrzebujący mają w nosie pomniki. Statua ich nie nakarmi, statuy nie włożą do garnka z dynią, ciecierzycą i szpinakiem, przygotowując curry lub cokolwiek innego, co można zjeść.
Duma kraju może być widoczna poprzez dbanie o swoich obywateli, a nie poprzez stawianie pomników. Nawet, jeżeli ów pomnik jest największym na świecie, a petycję z prośbą o jego budowę podpisało 20 mln mieszkańców Indii.
SKOPJE. KOPIE. W OCZY
Znam taki kraj europejski, położony stosunkowo niedaleko Polski, którego rząd również – i to całkiem niedawno – postanowił budować swoją potęgę, szacunek wśród obywateli oraz uznanie w oczach opinii międzynarodowej poprzez stawianie pomników. Ale w odróżnieniu od Indii, kluczem nie była jakość lub wysokość. Głównym kryterium była ich ilość / liczba.
To Macedonia. Choć z nazwą tego państwa był pewien kłopot: kraj znany jeszcze do niedawna na forum międzynarodowym jako FYROM lub Macedonia, zmienił nazwę i od 12 lutego 2019 r. stał się Republiką Macedonii Północnej.
[foogallery id=”4086″]
Wizyta w Skopje to surrealistyczne odczucia. Miasto wygląda jak koszmar architekta. Na każdym kroku (dosłownie!) możemy podziwiać monstrualne rzeźby, ogromne fasady budynków, mosty z figurami, pomniki mające ukazać potęgę Macedonii Północnej i jej historię, podświetlone fontanny. Wygląda to karykaturalnie, przypominając bardziej osobliwy cyrk niż stolicę europejskiego państwa. Coś, co w umiarze cieszyłoby oko, w nadmiarze je drażni.
Całość została zbudowana w ramach projektu Skopje 2014, z pieniędzy rządowych. Źródło? Podatki… czyli tak naprawdę pieniądze wyciągnięte z kieszeni obywateli. I – jak nietrudno się domyślić – mieszkańcy Macedonii Północnej mają swoje zdanie na temat takiej architektonicznej rewolucji.
Podczas mojej ostatniej wizyty w tym kraju, emocje były widoczne na każdym kroku… i nie mam na myśli oszpeconych frontów nowych budynków, które zostały oblane farbą. Któż to dokonywał czynów godnych Wandali? Czyżby Grecy, którzy krzywo patrzą na politykę historyczną swojego sąsiada? Ależ skąd!
– To jakaś paranoja. Na prowincji ludzie przeważnie klepią biedę, a te skur****ny zmieniły stolicę w Disneyland. Niech rząd da pracę, wypłaci zasiłki, a nie buduje pomniki! Jak tak dalej będzie, to ludzie ruszą i rozwalą te wszystkie nowości.
Tak mówił mi Vasilij, którego spotkałem nieopodal ogromnej statuy, będącej symbolem rewitalizacji miasta i osobliwej polityki historycznej. Aleksander Macedoński, mierzący 12 metrów, siedzi na koniu i spogląda na Skopje z wysokości dziesięciometrowego cokołu. Wszystko dookoła pasuje do siebie jak pięść do nosa.
„Upiększenie” Skopje wszystkimi rzeźbami i zmianami kosztowało, bagatela, 500 mln EUR. To 2,15 mld PLN. Blisko miliard więcej, niż koszt jednego pomnika w Indiach, o którym właśnie piszę. Ale, w odróżnieniu od Indii, na ulicach macedońskich miast dzieci nie umierają z głodu.
TURYSTYKA W INDIACH
A może monstrualnej wielkości Statua Jedności, bo pod taką nazwą funkcjonuje już pomnik Sardara Patela w Indiach, ma do spełnienia wiele innych zadań? Nie tylko karmić mieszkańców i obcokrajowców ideą → „stać nas, pokażemy jakim jesteśmy dumnym i ważnym narodem, pamiętającym o swojej historii” ← ale również przyciągnąć na wyspę Sadhu i rzekę Narbada w stanie Gudźarat tysiące turystów, skłonnych zapłacić za możliwość obejrzenia najwyższego pomnika na świecie?
Całość już funkcjonuje i przyjmuje gości. To nie tylko sama statua, ale również hotel 3*, muzeum, ogród pamięci. Bilet wstępu do całego kompleksu kosztuje 120 INR (ok. 6,2 PLN). Jeżeli chcecie wjechać również na taras obserwacyjny, który jest umiejscowiony na wysokości 153 metrów – bilet kosztuje 350 INR (ok. 18,6 PLN).
Z punktu widzenia polskiego turysty, to niewielkie sumy. Szczegóły można doczytać na → oficjalnej stronie internetowej całego kompleksu.
Jestem święcie przekonany, że zakładany przez indyjski rząd ruch turystyczny w tym miejscu (szacowany na 15 tys. osób dziennie) będzie bez trudu osiągnięty. Przyjmując, że połowa zwiedzających zdecyduje się na wizytę na tarasie obserwacyjnym, koszty budowy pomnika powinny zwrócić się w ciągu najbliższych 30 lat – przy okazji, małą ciekawostką jest to, że statua będzie zmieniać swój pierwotny kolor w wyniku naturalnego procesu starzenia: z brązowego na zielony.
Statua Jedności została zaprojektowana jako praktycznie niezniszczalna – to zadziwiające, ale ponad 100 lat po katastrofie Titanica, konstruktorzy wciąż lubują się w tego typu określeniach. Ma wytrzymać trzęsienia ziemi i gwałtowne podmuchy wiatru. Pytanie, jak długo dzierżyć będzie palmę pierwszeństwa w tym wyścigu na najwyższy pomnik świata? I jaka będzie jej rola w zwiększaniu poziomu „hinduskiej dumy narodowej”?
Czy odwiedzę to miejsce? Jeżeli będę przejazdem w północno-zachodnich Indiach, zapewne wybiorę się pod pomnik Sardara Patela, zadzierając głowę do góry. Ale moja ewentualna chęć zwiedzenia tej okolicy – nie tylko statuy – w żaden sposób nie koliduje z myślą przewodnią, która przyświecała mi, pisząc te słowa.

7 Comments
Trudno uwierzyc w te dane o glodzie, jesli podrozowales troche po Indiach. W kazdym, wiekszym indyjskim miescie, sa miejsca, gdzie najesz sie do syta kazdego dnia. Zarcie daja dobre bez zadnych warunkow, sam jadlem w New Delhi, Kolkacie i oczywiscie Amritsarze ;). Rowniez z tymi slamsami to jakby troche przegiete. Chodzilem po slamsach w Mumbaiu, New Delhi, Kolkacie…wiele tam zobazysz, spotkasz interesujacych ludzi, ale chudych dzieci to tam nie widzialem. W slamsie Dharavi (ten slawny z filmu) jeden chlopak przekonywal mnie ze tak naprawde to ten “slams”, to swietnie posperujaca mikroekonomia. Faktycznie, moze nie zyja w zlotych domach, ale glodu tez tam nie dalo sie zauwazyc.
Nie zrozum mnie zle, nie neguje danych ktore przytoczyles, ale sugeruje ze problem moze byc innej natury niz sie wydaje. Byc moze nie chodzi o niedobor tylko jakies wzgledy kulturowe lub religijne.
Co do pomnika, to nie ma sensu dywagowac nad jego powstaniem. Nacjonalizm to rodzaj religii, a ludzie prawie wszystkich kultur zawsze trwonili czesc swoich zasobow na rzeczy, wydawalobysie, irracjonalne. Podwazac sens tej budowy, to podwazac sens samej religii (w tym przypadku nacjonalizmu), a to dosc grzazki temat.
Dzięki za komentarz! Problem jest bardziej złożony. Odnośnie cyferek: sam Global Hunger Index (GHI) jest narzędziem, które poprzez swoją kompleksowość (w kwestii składników, które wchodzą w obliczanie „poziomu głodu”) daje obiektywny obraz. Dość trudno dyskutować z takimi cyferkami – cała metodologia jest dokładnie opisana m.in. w ich serwisie => https://www.globalhungerindex.org/about/
Tak, masz rację: podróżując po Indiach, widziałem różne miejsca… i często dochodziłem do wniosku, że pod kątem niedożywienia i głodu (jakkolwiek by to brutalnie nie zabrzmiało) widziałem kraje, który mają większy problem. Ale tutaj może zagrać także efekt skali – pamiętajmy o tym, że Indie to ogromny kraj, który zamieszkuje grubo ponad miliard ludzi.
Co do względów kulturowych lub religijnych, ciężko mi sobie wyobrazić takowe, których efektem byłby chociażby udział populacji niedożywionej (undernourishment). A co z pomnikiem Sardara Patela? Symptomatyczny jest odzew samych mieszkańców Indii – i polaryzacja – w kwestii zasadności budowy. Całość to, jak zauważyłeś, dość grząski temat. Niemniej, wart pochylenia się, zastanowienia – nieco głębiej, niż tylko odnotowanie newsa o powstaniu całej budowli.
Pozdrowienia!
Drogi Pawle,
Nie kwestionuje danych, ktore byles uprzejmy zapodac, ale raczej Twoja sugestie ze problem wynika z niedoboru, ktory byc moze daloby sie zalatac innymi srodkami.
Mysle ze w Indiach nie istnieje problem niedoboru zywnosci. To nie jest Sudan, tutaj, dzieki monsoonwi, ziemie rodza duzo pozywienia w sposob dosc przewidywalny. Problem jest wiec innej natury: byc moze oraganizacyjne?j, kulturowej?… Co do tej ostaniej, to jesli chcesz zobaczyc glodnych, a nawet umierajacych z glodu ludzi w Indiach, wystarczy odwiedzic jakis swiete miejsce janismu (ci ludzie z zaklejonymi ustami, aby niechcacy nie polknac owada).
Chcialbym rowniez zwrocic Twoja uwage, ze to nie jedyny wielki projekt tego kraju: Indie maja wlasny program kosmiczny, rozwijaja bron atomowa i ogolnie zbroja sie na potege ze wzgledu na, moim zdaniem, calkowicie irracjonalny konflikt z Pakistanem i Chinami.
Projekty o ktorych wspomnialem, to rowniez takie wielkie pomniki…a nawet znacznie drozsze ofiary na oltarzu religi nacjonalizmu…
Niestety Indie to nie jedyny kraj, ktory pcha w to wielkie zasoby. Religia ta przeszla dluga droge od czasu powstania (rewolucja francuska), kiedy jeszcze byla otwarta i rozumiana jako awangarda dla feudalizmu, do zamkniecia – zdefiniowania w sposob etniczny. Mowiac w skrocie, spoleczenstwo Indii, jak i inne byle kolonie, zostalo postawione przed wyborem: podporzadkowania obcym, albo przyjecia tej nowej religi na wlasny grunt.
Jak zwykle, wszystko co zle przyszlo z zachodu ;P
Pzdr
Maciek
>> Problem jest wiec innej natury: byc moze organizacyjnej? kulturowej?
Świetna kwestia. I tutaj można się zastanowić: czy owej organizacyjności, zorganizowania – nie da się poprawić, wdrożyć „coś” (to coś może obejmować bardzo szerokie spektrum pomysłów)? Patrząc na kwotę wydaną na pomnik, bez trudu przychodzi mi zwizualizowanie sobie wydatkowania tych pieniędzy na coś z ww. Tyle, że tu – ponownie – wchodzimy w efekt skali i wielkości Indii.
>> to nie jedyny wielki projekt tego kraju: Indie maja wlasny
>> program kosmiczny, rozwijaja bron atomowa i ogolnie zbroja sie
>> na potege
Niestety. A może i „stety” (na pewno z ich punktu widzenia). Ta część świata, w połączeniu z bliższymi i dalszymi sąsiadami, którzy również mają mocarstwowe ambicje (raczyłeś ich wymienić 😉 ) jest jak kociołek z zupą, który kiedyś się przewróci i poparzy wszystkich.
O ile dobrze pamiętam, to jedno z trzech miejsc na świecie, które dość powszechnie wskazywane jest na potencjalne źródło kolejnej wolny ponadregionalnej (boję się użyć określenia: „światowej”).
>>Jak zwykle, wszystko co zle przyszlo z zachodu ;P
Na szczęście – i dla równowagi – to chyba tak do końca nie działało 😉
>>Jak zwykle, wszystko co zle przyszlo z zachodu ;P
Na szczęście – i dla równowagi – to chyba tak do końca nie działało ?
To taki zart byl oczywiscie ;P, bo trudno teraz “gdybac”. Jednak jesli sie przyjrzec histori Indii, czy Chin, to mozna znalezc okresy organizacji panstwowosci znacznie lepiej rokujacej od tego co przyniesli ze soba zadni zysku barbarzyncy z zachodu. Np. Cesarstwo Ashoki lub Chiny na poczatku panowania dynasti Ming. Zwroc uwage ze oni nie przyniesli tam cywilizacji, tak jak do Srodkowej Europy, lub odrobinke pozniej indianom Ameryki Polnocnej. Do wschodnich mocarstw dotarli akurat w chwili ich slabosci, co udalo im sie wykorzystac. Po okresie kolonialnym nie bylo juz tam co zbierac: pozostal spadek w postaci zrujnowanej gospodarki i mnostwa niepotrzebnych konfliktow, ale nie pozostal zaden wybor. Nowe panstwa musialy powstc w oparciu o obce standardy…
Szczerze pisząc, to jak dotarłem do cytatu z Misia, to przestałem czytać. Odwrotnie niż z magnesami ten kawałek przeszedł drogę od kultu do żenady. Na takiej Gazecie to pod każdym tekstem o CPK pojawia się kilkanascie razy, pod innymi też po kilka.
Ale nie o tym.
Przewijając w dól, po przykrym spotkaniu z Misiem w komentarzach zauważyłem dyskusję o głodzie w Indiach.
Ponad dziesięć lat temu trafiłem na informację, że w Indiach jest więcej głodujących niż w Afryce. Teraz jest nieco lepiej, ale nadal bez szału.
Problem aż tak złożony nie jest. Głodu nie zobaczycie na slumsach wielkich miast, ani nawet podróżując po indyjskiej prowincji pociągami czy autobusami. Chyba dopiero rower by Wam to umożliwił. No, chyba żeby specjalnie się gdzieś wybrać, ale w takich okolicach i komunikacji niewiele.
W Gudżaracie jest jeszcze pół biedy, Bihar albo Chattisgarh (chyba jakoś tak się pisze) to już tragedia.
Podobnie jak w Etiopii opisywanej przez Kapuścińskiego, możecie trafić do miasteczka z bazarem pełnym warzyw, ale w okolicy mało który wieśniak będzie mógł sobie na nie pozwolić. Spore połacie Indii, w których turyści nie bywają, czyli takie wymarzone “Prawdziwe Indie” są niewyobrażalnie biedne. Dharavi przy mieścinach Jarkandu cz Biharu to są niemal eleganckie suburbia. I wcale nie przesadzam. Plagą są tam samobójstwa całych rodzin z nędzy, idą w tysiące – w Indiach dochodzi do 1/4 samobójstw globalnie.
No nic. Zacząłem od hejtowania pluszaków, a skończyłem ponuro. Uwielbiam Indie, ale to anus mundi gorszy niż Kongo czy Republika Środkowoafrykańska, czego gros turystów, backpackerów, joganistów i całej reszty wędrownej czeredy nie wie i nawet nie ma szansy poznać. Może zresztą to i lepiej.
Świetny blog BTW,
&
Dzięki za świetny i konkretny komentarz! Z Indiami można mieć kłopot poznawczy. Widząc wycinek tego ogromnego kraju, łatwo o uogólnienia, o wrzucanie peanów lub dissowanie (jak to młodzież mówi). A prawda jest chyba dokładnie taka, jak piszesz: prowincje, tam, gdzie ciężko jest dotrzeć klasycznym podróżnikom lub backpackersom, są niewiarygodnie biedne – z kolei przebywając w centrach dużych miast, można mieć zgoła odmienne zdanie o Indiach.
„Cyferki indyjskie” przerażają, to fakt. Co do samobójstw, równie strapiony byłem chyba tylko na Grenlandii, reportaż z mojego wyjazdu czeka w kolejce do opublikowania tutaj, na 2b3.in – tyle, że tam głównym katalizatorem nie jest bieda…
A odnośnie cytatu z Misia: eech, zamordowali nam taki fajny cytat (właśnie przez to powielanie n-razy) 😉 Niemniej, pasował mi tutaj strasznie.