Przyjaciel, który podróżuje aktualnie po afrykańskich krajach, podrzucił mi link. Zostawił go na moim Messengerze, z małą adnotacją. Właściwie to nie była żadna adnotacja, wiadomość, jakaś dłuższa forma. Wręcz przeciwnie, poza adresem internetowym było tylko jedno, jakże lakoniczne słowo, mocne i stanowcze. Brzmiało ono: „skurwy**ny!”. I nic więcej.
Dokąd zaprowadził mnie ów link? Do artykułu-newsa w zimbabweńskiej prasie. A potem ruszyła lawina wspomnień…
ARTYKUŁ
Cóż tam słychać w Zimbabwe, zapytacie? Generalnie: kraj próbuje podnieść się po odsunięciu od władzy dyktatora Roberta Mugabego. Ale ja nie o tym. Serwis gmzimbabwenews.com donosi, że siedmiu obywateli Chin, którzy zostali aresztowani kilkanaście tygodni temu za nielegalne posiadanie rogów nosorożców, w dalszym ciągu będzie przebywać w więzieniu.
– W ich domu, niedaleko lotniska Victoria Falls, znaleziono półprodukty i przetworzone rogi nosorożców o masie 20,98 kg i szacowanej wartości 1,8 mln USD (ok. 6,82 mln PLN – przyp.aut).
Przeczytałem całość, oczywiście z kosmicznym opóźnieniem, w Good Morning Zimbabwe News. I moja reakcja jest identyczna, jak przyjaciela. Skurwy**ny. A wydawało się, że październikowo–listopadowe wzmożenie, którego początkiem i końcem były informacje z Chin, nieco uspokoi sytuację. Zaś miłośnicy tych pięknych zwierząt będą mieć chwilę wytchnienia.
Miało być inaczej, jest jak zwykle. A wszystkiemu winni są, w różnych proporcjach: turyści, oszuści oraz osoby potrzebujące pomocy medycznej.
Dlaczego sprawy w Zimbabwe mogą dotyczyć sporej rzeszy potencjalnych turystów, z których 99,9 proc. nigdy nie postawiło ani nie postawi stopy na terenie dawnej Rodezji?
DROŻEJ NIŻ KOKAINA
– Pomoże na wszystko! Na gorączkę. I na kobiety. On stanie się twardy jak sęk. Zobaczysz! Będziesz mógł cztery razy w nocy, co noc. Kobiety będą błagały, abyś z nich zszedł.
Jestem bardzo zaintrygowany: pytanie do męskiej części czytających – jaka byłaby wasza reakcja na tak zachęcające słowa? 😉 Wypowiedziane zostały dość donośnym szeptem przez Ujgura w kwiecie wieku, o ogorzałej twarzy, mającego na sobie białą koszulę i tradycyjną czapkę. Pamiętam, że odruchowo – i nieco nerwowo – obejrzałem się za siebie: a może faktycznie wyglądam na takiego gościa, który potrzebuje afrodyzjaka w łóżku?
Pierwszy rzut oka – zwykłe stoisko na jednym z bazarów w słynnym Kaszgarze, chińskim mieście na Jedwabnym Szlaku: sprzedawca ma w swoim asortymencie zioła, daktyle, zasuszone węże, jaszczurki, różne kamienie służące do mniej i bardziej niecnych celów.

Jest upalny wieczór, czerwiec 2015 r., w naelektryzowanym powietrzu czuć burzę. Obok mnie pomocnik właściciela kramu sprzedaje jakiejś Chince herbatę i przyprawy… a ja ocieram pot z czoła i orientuję się, że facet pokazuje mi właśnie sproszkowany róg nosorożca. Słynny afrodyzjak i „lekarstwo”, którego cena potrafi przyprawić o zawrót głowy.
Ważę więc w dłoniach malutką torebkę strunową, w której jest 2-3 g biało-szarawego proszku. Czuję się jak dealer. W myślach uruchamiam podręczny kalkulator: skoro kilogram tego specyfiku jest droższy niż kokaina – i potrafi kosztować na czarnym rynku nawet 80 tys. USD – to gram powinien być wart jakieś 80 USD, czyli 300 PLN. Ile facet chce za całość? Ujgur pokazuje 700 juanów (ok. 400 PLN – przyp.aut.). Okazja, nic tylko brać! Na pamiątkę. Albo do wykorzystania w bliżej nieokreślonej przyszłości, gdy… hmm… natura zacznie sprawiać problemy. Jak to szło? „Kobiety będą błagały, abyś z nich zszedł”.
Nie zdecydowałem się na zakup. Lubię wchodzić w dziwne interakcje, nie brzydzą mnie rzeczy, które odrzucają innych. Podczas tego wyjazdu miałem okazję spróbować jak smakuje wąż, skorpion czy szarańcza. Ale perspektywa używania proszku (już pomijam kwestię jego działania), którego „produkcja” jest okupiona tak wielkim bestialstwem ze strony ludzi i cierpieniem ze strony zwierząt, stworzyła dość mocną blokadę w mojej głowie.
Widząc moje kręcenie się bez entuzjazmu i brak chęci wydania kilkuset yuanów, sprzedawca nagle spoważniał. Już nie łapał się za krocze, chcąc wzmocnić przekaz siły, którą ma dostarczyć sproszkowany róg nosorożca – tylko popatrzył mi w oczy i powiedział po angielsku: „cancer, cancer”. I nagle zrobiło się dość niezręcznie i nieprzyjemnie. Zrozumiałem, że on naprawdę uważa, że ten proszek pomaga w leczeniu raka…
WIERZENIA
W krajach azjatyckich wiara w to, że sproszkowany róg nosorożca lub kły tygrysów są lekarstwem na wszystko – od problemów z wzwodem zaczynając, na nowotworach złośliwych kończąc – jest powszechna. W tradycyjnej medycynie chińskiej przepisywano je na gorączkę, jako afrodyzjak i panaceum na wszelkie bóle. To nie jest świeża historia – handel rogami nosorożców (kierunek był zawsze ten sam: z Afryki na Bliski Wschód i do Azji) kwitł od stuleci.
Problem w tym, że… populacja tych zwierząt gwałtownie maleje. Jak szacuje WWF, kiedyś populacja tygrysów liczyła setki tysięcy osobników. Obecnie? Pozostało ich 3890, są gatunkiem zagrożonym wyginięciem, żyją na zaledwie 6 proc. dawnego terytorium. Co z nosorożcami? WWF twierdzi, że na całym świecie pozostało ich około 30 tys.
Co się dzieje, gdy jest popyt? Szybka lekcja brutalnej ekonomii: cena rogów nosorożców rośnie wprost proporcjonalnie do chęci zarobku kłusowników, za nic mających powyższe liczby. A skoro są odbiorcy na ten towar, zaczyna się rzeź.

PRAWO I ZABOBONY
Na pozór wszystko jest pod kontrolą. Władze kraju, w którym spora część społeczeństwa uparcie wierzy w leczniczą moc rogów nosorożców i tygrysich kłów, od ponad 25 lat utrzymują zakaz handlu tego typu towarem. Od 1993 roku jest to w Chinach nielegalne. Czy zakaz jest skuteczny? Cóż, przeczytajcie raz jeszcze mój opis wizyty na bazarze w Kaszgarze (喀什). Przypomnę: 2015 r.
Sławomir Brzózek, prezes Fundacji Nasza Ziemia:
– Nie ma żadnych dowodów, badań, które by potwierdzały, że proszek z rogu nosorożca jest dużo bardziej skuteczny w jakiejkolwiek terapii, czy że jest w ogóle skuteczny – stwierdził w wywiadzie dla TVN24.
Skoro nie ma dowodów, to dlaczego wciąż są chętni na zakup takich specjałów? Tomek Michniewicz, znany polski podróżnik i dziennikarz, ma na ten temat wyrobioną opinię. Uważa, że to tylko zabobon, rodzaj ludowej wiary, która przetrwała aż do naszych czasów.
Ze swojej strony dodam też wiarę w przypadki i metody z gatunku tych beznadziejnych: gdy tradycyjna medycyna zawodzi, chorzy – i ich rodziny – będą imać się wszelkich sposobów, nawet irracjonalnych. To normalne działania… dodatkowo mocno zakorzenione w świadomości pokoleń.
GENEZA
Nie znam lepszego źródła do zapoznania się z faktami dotyczącymi nosorożców i nielegalnego handlu, niż Poaching Facts. Zarówno w ujęciu historycznym, jak i współczesnym. Jeżeli macie wolne 10 minut, poświęćcie je na lekturę → tego artykułu.
Idąc dalej tym tropem: nie znam lepszego sposobu na uświadomienie sobie i innym, że ta torebka proszku („Ach, jaki to będzie fantastyczny prezent i pamiątka! Mam już szafran z Iranu, będę mieć róg nosorożca z Chin”), którą możemy kupić podczas naszych podróży (nie)legalnie na bazarze w Chinach czy Wietnamie, okupiona została krwawym polowaniem i cierpieniem – niż zdjęcie.
Będzie więc brutalnie. Jedna fotografia mówi niekiedy więcej niż tysiące napisanych słów.

POLUZOWANIE PRZEPISÓW
Chińskie przysłowie mówi: „błąd leży w pośpiechu”. I dlatego właśnie decyzja Chin, które pod koniec października 2018 r. zezwoliły na wykorzystywanie rogów nosorożców i kości tygrysów w medycynie, stała się tak naprawdę wyrokiem śmierci dla tych zwierząt.
Reakcja mogła być tylko jedna. I została powielona w tysiącach wpisów i apeli na całym świecie.
Ciężko było oczekiwać, że taka deklaracja chińskiego rządu pozostanie bez echa. I nie tylko o głosy oburzenia wszystkich, którym dobro zagrożonych wyginięciem gatunków leży na sercu – do przewidzenia było dość typowe podejście tych, którzy w zapowiadanych poprawkach przepisów wyczuli wiatr zmian, mogących przynieść im worki banknotów.
Karuzela kłusownictwa mogła rozkręcić się z całą mocą: obrotni i bezwzględni handlarze zwietrzyli krew i zapach pieniędzy. Dużych pieniędzy, które można było zgarnąć m.in. w Afryce, polując nielegalnie na nosorożce i szmuglując następnie towar (także w postaci półproduktu) do potencjalnych rynków zbytu.
Jak inaczej niż jako przewrotną zachętę do kłusownictwa na potężną skalę, można rozpatrywać słowa ministra spraw zagranicznych Chin:
– Proszek z rogów i zębów może być wykorzystywany tylko w wyspecjalizowanych szpitalach, dawcami będą zwierzęta hodowane w farmach – informował Lu Kang. – Prawo, które obowiązywało, nie brało pod uwagę uzasadnionych praktycznych potrzeb, takich jak badania medyczne i naukowe, wykorzystanie edukacyjne i wymiana kulturalna – dodał najwyższy przedstawiciel chińskiego MSZ.
Farmy. Wyspecjalizowane szpitale. Aha. Już to widzę 🙁
…wspominałem o wzmożeniu? Tutaj mleko się rozlało, szum poszedł na cała planetę. Akcja spowodowała reakcję. To rzadki przypadek skutecznych działań setek niezależnych od siebie ośrodków i miejsc: z całego świata płynęły wyrazy potępienia w kierunku chińskiego rządu.
I stał się cud. Po kilku tygodniach chaosu informacyjnego, z ust Ding Xuedonga padło:
– Działania mające na celu wdrożenie anonsowanych zmian przepisów, zostało odłożone po przeprowadzonych konsultacjach.
Mamy połowę maja 2019 r. Blisko pół roku po zamieszaniu z (niedoszłą) zmianą prawa w Chinach. Czy nosorożce i tygrysy mogą spać spokojnie?
BEZ ZMIAN
Niestety. Tam, gdzie rządzi chciwość i chęć szybkiego wzbogacenia się, nie działają jakiekolwiek reguły, zakazy, nakazy, zalecenia. Ile zwierząt musiało zginąć na te 20,98 kg półproduktu w Victoria Falls? Czy skuteczna penalizacja, jak w przypadku grupki Chińczyków, od której zaczął się ten artykuł, coś pomoże?
Chciałbym napisać: tak. Ale wiem, że to walka z wiatrakami. Niemniej, taką walkę należy podejmować. I za wszelką cenę unikać dokładania swojej cegiełki do tego procederu. Plastikowa torebka ze sproszkowanym rogiem nosorożca nie pomoże wam w łóżku, „nie doprawi rogu”. Nie będzie wspaniałą i oryginalną pamiątką z wyjazdu.
Będzie za to świadectwem turystycznego buractwa, wydania sporej kasy na coś, co jest tylko ułudą – i przyczyni się do zniknięcia kolejnego gatunku zwierząt z powierzchni naszej planety.
Warto? Nie warto. Za to na pewno warto obejrzeć materiał, który został wyprodukowany przez BBC News. Ruchome obrazki niekiedy mają wielką siłę przebicia.

2 komentarze
This is a topic that is near to my heart… Cheers!
Where are your contact details though?
Hi. Sad, but true story (about rhinos). Feel free to contact => http://www.2b3.in/kontakt/